wtorek, 25 stycznia 2011

Bakterie i złe duchy

Ostatnio Misio miał gorączkę, co mi przy okazji uświadomiło, że nie pisałam jeszcze o libijskiej służbie zdrowia.

Libijskich pediatrów poznałam zaraz po przyjeździe i miałam wątpliwą przyjemność kontaktowania się z nimi kilkakrotnie. Po doświadczeniach w poleconym przez znajomego Libijczyka szpitalu pediatrycznym, o wizycie w którym pisałam tu, wolelibyśmy już nigdy tam nie wracać, więc jak już musimy iść do lekarza to korzystamy z prywatnej kliniki w Janzourze, gdzie wszystko jest ładne i nowe i obsługa mówi po angielsku. Niestety nie da się zapomnieć gdzie jesteśmy. Litościwie wybaczamy, że na kartach wydawanych klientom własny adres mają napisany z literówką... 
Klinika, z której czasem korzystamy
- mają prawie zachodnie standardy
Umawianie wizyt wygląda bardzo po libijsku. Przykład: My: Na którą możemy się umówić do dermatologa? Oni: na 22. My: ale to bardzo późno, a to wizyta dla małego dziecka, może być wcześniej? Tak chociaż na 21? Oni: Jasne, mister, nie ma sprawy, 21. Przyjeżdżamy na 21. Lekarza nie ma. 21.30, nic. Szybko się orientujemy, że powiedzieli nam dokładnie to, co chcieliśmy usłyszeć, a lekarz i tak przyjeżdża na 22. A że rzecz się działa w Ramadanie, czyli wszystko się odbywało po zmroku i z opóźnieniem, to przyjechał o 22.30, bo były korki. Żeby było weselej, to między wejściem a rejestracją, czyli w miejscu, w którym trzeba dłuższą chwilę spędzić, mają ustawioną dmuchawę. Wyobraźcie sobie: macie gorączkujące dziecko, na zewnątrz jest jakieś 40C, a dmuchawa ustawiona na 18C...

Nie spotkaliśmy jeszcze lekarza, do którego mielibyśmy choćby cień zaufania. Na każdą dolegliwość dają antybiotyk i witaminki. Pierwsza wizyta, zaraz po przyjeździe, pani doktor osłuchała, obejrzała, powiedziała, że gardło czyste i dała antybiotyk. 3 dni później trafiliśmy do laryngologa, i Misio miał już wtedy ostre zapalenie gardła i trzeba było leczyć zastrzykami. Innym razem, poszliśmy pokazać wysypkę, żeby się upewnić czy to trzydniówka czy może jakaś zaraza – lekarz wyraźnie wzbranial się przed obejrzeniem wysypki z bliska mówiąc od razu, że wysypkami zajmuje się dermatolog. Ja mu na to, że Misio jeszcze ma jakieś plamki w gardle. „Proszę opisać” – usłyszałam w odpowiedzi. No pewnie, zajrzeć dziecku w gardło to nie takie hop siup...

Na szczepienia jeździmy do Polski, doświadczenia Kasi skutecznie zniechęciły mnie do szczepienia Misia tutaj.

Z internistami jest wcale nie lepiej, metody mają podobne – antybiotyk i witaminki niezależnie od rodzaju i natężenia choroby, do tego jeszcze przy zwykłym przeziębieniu pobierają krew.

Nie mam zdjęcia na temat więc będzie zdjęcie na życzenie:
nasz basen z pozdrowieniami dla Edyty:)
Raz zaliczyłam wizytę u dentysty – miłe zaskoczenie wyposażeniem gabinetu, najnowszy sprzęt, rentgen bez ruszania się z fotela, wynik od razu widać na ekranie laptopa...co z tego, skoro pan doktor borował trzęsącymi się (z wrażenia że ma białą kobietę na fotelu?) rękami i zgubił mi w ustach wiertło...!
Do niedawna twierdziłam, że przynajmniej na ich laboratoriach można polegać. Niestety, przy okazji Misia zeszłotygodniowej gorączki oddaliśmy jego mocz na posiew, po 2 dniach powiedzieli, że wynik będzie jutro, następnego dnia powiedzieli, że przecież badanie ogólne wyszło dobrze i bez bakterii (to ciekawe, na wydruku było coś innego), więc nie zrobili w ogóle posiewu. Lekko poirytowani oddaliśmy kolejną próbkę – wczoraj odebraliśmy wynik, z daty na wydruku wynika, że to...ta pierwsza próbka! W laboratorium twierdzą, że to ta druga, ale kto ich tam wie...

Na szczęście jest doktor Adam, Polak, w Libii od zawsze, chirurg wprawdzie, ale osłuchać i zajrzeć do gardła też potrafi, a jak trzeba to skieruje do odpowiedniego specjalisty.   

Chociaż przed badaniami kontrolnymi nie uchroni – raz w roku musimy się poddać badaniom, które wykonać można tylko w jednym, przerażającym miejscu. Jak kolega ostatnio wpadł w panikę, że musi jechać na kolejne RTG przedpotopową maszyną i kolejne pobranie krwi, której nikt nigdy pod mikroskopem nie obejrzy, to postanowiłam nie przypominać nikomu, że jeszcze tego nie przerabiałamJ

Ale to i tak jeszcze nic. Z opowieści Doroty wyłania się obraz jeszcze bardziej przerażający. My przynajmniej jesteśmy w miarę świadomi tego co może być objawem choroby i na co zwracać uwagę, z czym chodzić do lekarza. Większość Libijczyków niestety tkwi po uszy w wioskowych mądrościach. Kobiety w ciąży do lekarza trafiają pierwszy raz jak zaczynają rodzić. Padaczka w libijskich statystykach nie istnieje – to opętanie przez złe duchy. Dorota opowiadała o szwagierce, która w Polsce zostałaby natychmiast skierowana na badania tarczycy, tu rodzina jej wmówiła, że to sąsiadka jej źle życzy. Jakaś inna kuzynka jej męża ma dziecko z zespołem Downa. Tylko że nikt jej o tym nie powiedział jak się dziecko urodziło, a potem nie było okazji, no bo więcej do lekarza nie poszła. Każdą chorobę da się wytłumaczyć duchami albo zawiścią, czasem trafiają się bardziej prozaiczne wytłumaczenia (gorączka? Trzeba było dziecka nie kąpać), a do lekarza dzieci trafiają rzadko.

Wedługi libijskiego kalendarza mamy właśnie rok 1379. Coś w tym jest...   

4 komentarze:

Anonimowy pisze...

Ha ha ha... Dobre! Tzn. nie dobre, że jest tak źle i że Młody musi to wszystko znosić, a Wy musicie się stresować, ale podoba mi się to podsumowanie. Rzeczywiście, coś w tym jest...

Ja właśnie przechodzę proces rejestrowania się w przychodni i wyboru swojego GP. Na razie jest dobrze, chociaż już zdążyli nie wpisać mojej wizyty w komputerze (ale litościwie jakoś mnie upchnęli w kolejkę), a pani pielęgniarka pobrała krew bez rękawiczek, tłumacząc, że w rękawiczkach nie jest tak dokładna, a poza tym stara się nie dotykać krwi (!). No cóż, mój siniak na ramieniu mówi dokładnie co innego. Na szczęście poprawność polityczna wobec obcokrajowców sięga zenitu i pani pokornie pokazała mi płyn, którym dezynfekuje sobie ręce. Pozostaje mi mieć nadzieję, że rzeczywiście nie dotyka krwi :-)

Pozdrawiam,
Marta
(Jeszcze nie rozgryzałam tego podpisywania się pod komentarzem :-)

Anonimowy pisze...

o cholerka! to ja przyjeżdżam w czerwcu:)
pozdrowienia dla basenu
edyta

Unknown pisze...

Edyta, any time!

Anonimowy pisze...

Ola,
jeszcze troche i zaczne myslec, ze nasz sluzba zdrowia jest na wysokim poziomie...
buziaki;)
Kama