Dla Libijczyków ostatni dzień roku nie różni sie niczym od dowolnego dnia dajmy na to listopada czy marca. Jedyna różnica jest taka (podobno), że na ulicach jest więcej policji, która zatrzymuje i przeszukuje samochody w poszukiwaniu alkoholu. Podobno, bo tak słyszeliśmy od znajomej Polki-Libijki. Nas nikt nie zatrzymał ani nie przeszukał.
Jako że expaci masowo wyjechali na święta i Sylwestra do swoich krajów, nie za bardzo mieliśmy pomysł jak ten wieczór zagospodarować. Mieliśmy jakieś propozycje sylwestrowe – dwie imprezy w prywatnych domach, na obie trzeba dostać zaproszenie przez fejsbuka i za wstęp na obie trzeba zapłacić, na jedną 30, na drugą 45 dinksów od łebka (1 dinks to mniej wiecej 2,3 PLN), myśleliśmy też żeby zrobić coś u nas dla tej garstki co tu została, ale po frekwencji w pierwszy dzień świąt trochę się zniechęciliśmy, a poza tym planujemy większą imprezę w karnawale. Zdecydowaliśmy w końcu zostać w domu. Zaprosiliśmy sąsiadów, obejrzeliśmy sobie „Black Swan” (polecam!) i o 2 poszliśmy spać.
Pierwszy dzień Nowego Roku rozpoczęliśmy pobudką 4 godziny później (Misio) a zakończyliśmy skręconą nogą po upadku z drabiny (Paweł)...
Szczęśliwego Nowego Roku!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz