czwartek, 16 lutego 2012

To już rok

Rok temu wyjechaliśmy z Libii. Miało być na chwilę, 2 tygodnie urlopu w Polsce. Rewolucja nieco pokrzyżowała nasze plany i przypomniała nam przy okazji, że niczego w życiu nie da się zaplanować "na pewno". Przez ten rok siedzieliśmy jak na szpilkach. Najpierw niedowierzanie, potem przerażenie, obawa o zostawionych tam znajomych, niepewność co do tego czy za miesiąc jeszcze będziemy pracować. Najgorsze było pierwsze pół roku - nie dało się przewidzieć, czy walki będą trwały kilka miesięcy czy kilka lat. Po przejęciu Trypolisu przez opozycję odzyskaliśmy nadzieję, że wszystko wróci do normy - może nie takiej normy jaką znaliśmy z czasów Kadafiego, ale do takiej, w której da się normalnie żyć, bez snajperów na dachach i codziennych bombardowań.

Mimo upadku reżimu w Libii nadal bywa niespokojnie, i pewnie jeszcze przez chwilę tak będzie. Za dużo broni znalazło się w nieodpowiednich rękach, lokalne milicje walczą między sobą, rada tymczasowa nie jest w stanie sprostać oczekiwaniom ludzi, którzy chcieliby widzieć zmiany już, tu i teraz, nie zważając na to, że sprzątanie po 42 latach bałaganu musi chwilę potrwać. Powoli, bardzo powoli sytuacja się normalizuje. Jeszcze słychać strzały, ale coraz rzadziej. Zachodnie firmy stopniowo wracają. Linie lotnicze wznowiły loty. Na czerwiec zaplanowane są wybory. I tylko teorie spiskowe mają się dobrze, że to wszystko ukartowali Katarczycy/CIA/Żydzi Masoni i Cykliści, że za chwilę wybuchnie nowa rewolucja, a nawet, że Kadafi żyje...

Na ulicach Trypolisu widać kolory wolnej Libii, na murach, na billboardach a nawet na samochodach. Libijczycy organizują akcje sprzątania kraju, biegi okolicznościowe i kampanie przeciwko strzelaniu w powietrze a także liczne strajki i demonstracje.
Paweł spędził w Trypolisie już kilka tygodni. Udało mu się przywieźć nasze rzeczy - ze zdumieniem stwierdziliśmy, że prawie wszystko przetrwało. Udało się nawet odzyskać walizki z magazynu KLMu a co za tym idzie naszego laptopa! Poginęły tylko jakieś drobiazgi, po których płakać nie zamierzamy.

Co dalej z Libią? Wierzę, że im się uda, i tego im życzę, choć wiem, że nie będzie łatwo.


Co dalej z nami? Cóż, firma póki co ze względów bezpieczeństwa nie zamierza w przewidywalnej przyszłości wysyłać tam mnie i młodego, a perspektywa pracy w dwóch różnych krajach, Paweł tam a ja tu, nie bardzo nam odpowiada. Do Libii na pewno jeszcze kiedyś wrócimy, choćby po to, żeby zobaczyć czy im się udało.
A póki co pewnie chwilę odpoczniemy i będziemy szukać - od lipca już we czwórkę! - nowego kraju do oswojenia, trochę na południe od Polski i trochę bardziej family-friendly niż porewolucyjna Libia:)