Dostaliśmy ostatnio kartkę z Chin (dzięki Osia i Paweł!). Dobra to okazja, żeby napisać dwa słowa o adresach i poczcie w Libii. No więc w Libii nie ma adresów. To znaczy są, ale nie takie, jakich osoba wychowana w dajmy na to w Polsce, mogłaby się spodziewaćJ Różne poważne instytucje znajdują się na przykład na 9 km autostrady od lotniska, albo naprzeciwko szpitala, albo też na rondzie przy antenie. Prywatne domy adresów w ogóle nie mają, więc jeśli ktoś chce, żeby jakaś poczta do niego przyszła, to podaje adres firmy, w której pracuje (bądź w której pracuje ktoś z rodziny). Wszelka korespondencja wysyłana jest na PO Boxy.
Firmy kurierskie też nienajlepiej sobie radzą. Niektóre instytucje (np. pewien duży francuski bank) odmawiają wysyłania czegokolwiek do Libii, ze względu na zbyt duże ryzyko zaginięcia paczki. I mają rację – wysłanie czegoś kurierem to większa przygoda niż korzystanie z usług poczty polskiej: przesyłka albo dojdzie albo nie, albo jutro albo za 3 tygodnie, a systemy firm kurierskich, które mają śledzić paczkę, nie zawsze ją w ogóle widzą. Kilka tygodni temu paczka zawierająca Bardzo Ważne Dokumenty wysłana do nas z Holandii za pośrednictwem jednej z czołowych firm kurierskich zaginęła po drodze...
Na prawo Gargaresz, na lewo Janzour i AlZawia, pozostałych nazw jeszcze nie rozpoznaję:) |
A kartka z Chin, sądząc po dacie ze stempelka szła jedyne 3,5 miesiącaJ
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz