piątek, 29 kwietnia 2011

Odcienie szarości czarno-białej wojny

Na wojnach tak to zwykle bywa, że są "dobrzy" i są "źli". Tym pierwszym kibicujemy, z porażek tych drugich się cieszymy i życzymy im jak najgorzej. Proste, prawda? 

Ostatnio przyśniła mi się Dorota, a jako że sen był dość ciężki i nieprzyjemny zadzwoniłam zapytać czy wszystko u nich w porządku.

Dorota poza Helą i Bisią, o których pisałam wiele razy, ma syna. Najukochańszy, stawiany przez Dorotę - po arabsku - ponad córkami, najstarszy z całej trójki, jest wzorowym studentem akademii wojskowej. 

No i właśnie dzisiaj tego syna wysyłają na front, do Misuraty.

wtorek, 19 kwietnia 2011

Decisions, decisions

Dużo się ostatnio u nas dzieje. Jedną z wielu decyzji, którą niedawno musieliśmy podjąć była jechać czy nie jechać po samochód. Plusy - samochód tu będzie bezpieczniejszy niż tam, przy okazji przywieziemy trochę rzeczy, i zrobimy sobie krótkie wakacje. Minusy - koszty, transport z Janzouru do granicy i sam przejazd przez granice obarczone sporym ryzykiem, a poza tym ceratki na polskim rynku nie ma więc może być problem jak się coś w niej zepsuje.
Głowiliśmy się cały weekend, rozpatrywaliśmy wszelkie za i przeciw, i ustaliliśmy że jedziemy. W poniedziałek z rana zadzwoniliśmy do Libii zacząć załatwiać formalności i usłyszeliśmy ofertę nie do odrzucenia. W ciągu 10 minut podjęliśmy decyzję: sprzedajemy. Oczywiście, jak to w Libii bywa, nic nie jest pewne do ostatniej chwili - wszystko zależy od tego czy kupującemu uda się zarejestrować samochód - urzędy w Trypolisie jeszcze w czasach pokoju marnie działały, teraz załatwienie czegokolwiek nie lada wyczynem... No ale jesteśmy dobrej myśli.

W ogóle samochody w Libii stały się nagle chodliwym towarem, Libijczycy chyba nie wierzą, że dinary po rewolucji będą wiele warte, więc nie mając zbyt wielu sposobów na inwestowanie pieniędzy (a waluty kupić nie sposób) wolą się pozbyć gotówki kupując coś, co da się potem łatwo zbyć: w ten sposób nasi byli sąsiedzi sprzedali swoją ceratkę razem z nami, temu samemu człowiekowi, a inni znajomi dostali ofertę na swój samochód ale w końcu uznali że go ściągną.


Z innej beczki, rozmawiałam z Dorotą. Na pytanie "Co słychać" odpowiedziała "Samoloty i rakiety". Była u nas w domu - tym razem zalało dół, pękły wężyki zarówno w łazience jak i w kuchni. Okazało się przy okazji, że to poprzednie zalanie to też były popękane wężyki, tyle że na górze. Libijska bylejakość ściga nas nawet gdy nas tam nie ma.

Poza tym w telegraficznym skrócie: w Trypolisie znowu zaczyna brakować benzyny, krąży plotka (kolejna), że w maju mają się dogadywać (nie wiadomo dokładnie kto z kim, ale co to za różnica...), a żony Libijczyków, które zdecydowały się na ewakuację, a teraz próbują wracać, podobno mają zakaz wjazdu.

c.d.n.

czwartek, 14 kwietnia 2011

Proza życia expata-uchodźcy

Jak widać na AlJazeerze nic nowego się nie dzieje. Raz na jakiś czas pojawiają się plotki, że tego czy innego dnia "coś" ma się wydarzyć. Od plotki o 17 lutego cała ta rewolucja się zaczęła, więc każdą nową traktujemy z należytym jej szacunkiem, ale jak widać, żadna nie miała jeszcze mocy takiej jak plotka numer 1. Najnowsza głosi, że dzisiaj ma się coś ruszyć w Trypku. Zobaczymy...

Tymczasem:

- brat Ahmeda został zlokalizowany, żyje, choć nie można się z nim skontaktować. Jakiś koleś był z nim zamknięty i jak go wypuścili to powiedział rodzinie, że z nim siedział. Koleś był żywy i w jednym kawałku, można więc mieć nadzieję, że brata Ahmeda też niedługo wypuszczą.

- zalało nam dom - pękł chyba zbiornik z wodą na dachu (choć do końca nie zrozumieliśmy co się wydarzyło) i zalało nam łóżko i materac Misia (czyli dwie osobne sypialnie na górze) a problem został wykryty jak woda zaczęła wyciekać z pod drzwi wejściowych (czyli co, tsunami przeszło przez pokoje, spłynęło po schodach i wypłynęło na zewnątrz?). Wysłani na ratunek Waleed z Aymanem, kierowcą od nas z firmy, wyciągnęli materace i wykładziny na zewnątrz żeby wyschły. Podobno da się je odratować.

- smutni panowie pojawili się pod firmą i interesowali się samochodem. Poza tym w okolicy coraz więcej samochodów znika - albo skradziona w tradycyjny sposób albo przez podszywających się (?) pod wojsko gości, którzy rzekomo konfiskują samochody na potrzeby reżimu. Jako że i tak po powrocie (inszallah) Pawłowi będzie przysługiwał samochód służbowy, zastanawiamy się poważnie nad ściągnięciem ceratki do Polski. Największy problem to wywieźć ją z Libii. Potem to już z górki - prom z Tunezji do Włoch i wycieczka przez Europę. Rozpatrywaliśmy też opcję z kontenerem. Cena porównywalna, a parę dni urlopu nam się przyda, więc szukamy jakiegoś dobrego last minute do Tunezji.

Następny apdejt bukrah*, inszallah:)

* bukrah - odpowiednik hiszpańskiego mañana :)