|
Na zakupach w Souq Al-Thalat |
Rewolucja u sąsiadów kwitnie, a u nas spokój, więc może dzisiaj napiszę o czymś mniej poważnym.
Na przykład o zakupachJ
W Libii generalnie wszystko jest. Z małymi wyjątkami oczywiście, takimi jak alkohol, wieprzowina czy chrupki kukurydziane (na szczęście chrupki są lekkie więc można ich dużo przywieźć z Polski;) Marny jest wybór serów (jak już jest coś innego niż standardowy kawałem edama to kosztuje majątek), mleko jest głównie saudyjskie robione z proszku (bleee), słoiczki dla dzieci są w jakichś dwóch smakach na krzyż i na wszelki wypadek nie sprawdzaliśmy czy się nadają... Można za to kupić sporo produktów rodzimych, na czele z Ludwikiem i szeroką gamą kaw Mokate;) Jednym słowem może nie jest to tesko ale da się przeżyć. Mimo to cotygodniowa wizyta w Souq Al-Thalat - największym supermarkecie Libii (jak już gdzieś wspominałam dizajnem przypominającym połączenie dworca wschodniego z Sezamem) jak i w mniejszych sklepikach dostarcza nam coraz to nowych wrażeń.
Przede wszystkim zaopatrzenie w różne produkty przychodzi falami. Na przykład pieluchy – kupowaliśmy jedne, tureckie, cena w miarę przystępna (w przeciwieństwie do Huggisów i Pampków, które kosztują jak złoto), jakość znośna (w przeciwieństwie do pozostałych – plastik fantastik). Pojawiają się, ludzie wykupują, i potem przez miesiąc-dwa posucha. Aż do następnego transportu. Nauczeni doświadczeniem jak „rzucą” to kupujemy spory zapas.
|
Souq Al-Thalat |
Nigdy nie wiadomo w jakich warunkach przechowywany jest towar. Sery żółte wielokrotnie topione są na półkach w każdym sklepie. Ostatnio znalazłam jeden z datą ważności sprzed dwóch lat, i wcale, ale to wcale mnie to nie zdziwiło. Mrożonek na wszelki wypadek nie kupujemy (a i tak wybór jest mały – głównie owoce morza, frytki i pizza, mrożonek warzywnych brak). Warzywa i owoce są mocno uzależnione od sezonu, marchewki w Ramadanie osiągnęły zawrotną cenę 3,5 dinksa (prawie 10 pln) za mały smutny pęczek, pomidory w zeszłym tygodniu wyglądały tak, że na zupę ciężko byłoby coś wybrać. Nie ma w ogóle brokułów, pietruszki (choć natka jest piękna i w każdej ilości), porów ani selera, ale za to w sezonie bywają piękne pomarańcze (teraz), świeże figi (w lato), daktyle (ja akurat nie lubię więc nie pamiętam kiedy) i zielone migdały – pycha! Oprócz tego sporo owoców, np jabłka, sprowadza się z zagranicy, np z Argentyny. Jakiejś wielkiej egzotyki owocowo-warzywnej tu nie ma, zadziwić mogą jedynie rozmiary niektórych gatunków, np buraki są wielkości polskich rzodkiewek i na odwrót... Największa egzotyka czeka zwykle na stoisku mięsnym. Poza baraniną i wołowiną (libijska wołowina jest droższa od brazylijskiej!) można znaleźć tam takie cuda:
|
Głowa |
|
Głowa |
|
Głowa |
|
I nogi |
A już prawdziwa przygoda zaczyna się przy zakupach niespożywczych. Mam teorię, że Libijczycy kupują od Chińczyków wszystko to, czego Chińczykom nie udało się wcisnąć innym nacjom. A że nie lubią się targować to kupują po zawyżonych cenach. I tak można potem kupić patyczki do uszu które są miękkie jak tektura, taśmę klejącą która się w ogóle nie klei (albo taką której potem nie można usunąć niczym – doświadczyliśmy obu sytuacji), pojemniki na jedzenie, które się nie domykają, prysznice którym wąż pęka po miesiącu używania a po dwóch miesiącach rdzewieje metalowa część na której się go zawiesza, zabawki, które psują się przed pierwszym użyciem, itd, itp, godzinami można by tak wymieniać. Wszystko za cenę wyższą niż gdziekolwiek indziej...
Wbrew temu co wydaje się Libijczykom, ich kraj wcale nie jest jakiś super-tani. Taniej niż w Polsce można kupić: benzynę, pieczywo (prawie za darmo), jogurty, papierosy i niektóre owoce. Cała reszta jest w najlepszym wypadku w zbliżonej do polskiej cenie.
|
Jeden z coraz liczniejszych bankomatów |
No właśnie, a jak się za to wszystko płaci? Gotówką! Nie widziałam tu żadnego miejsca gdzie można by płacić kartą. Nawet transakcje między firmami odbywają się głównie za pomocą gotówki (Paweł wspominał rachunki płacone przez jego poprzedniego pracodawcę reklamówką pieniędzy;), względnie czeku, który po wypisaniu trzeba ostemplować w banku przed przekazaniem odbiorcy. Do założenia konta potrzebne jest zaświadczenie z pracy, że delikwent pracuje i można mu konto założyć. Chociaż idzie ku dobremu, gdy byłam tu po raz pierwszy 3 lata temu w całej Libii był jeden (!) bankomat, teraz jest ich nieco więcej, ale prowizja pobierana przez banki jest na tyle wysoka, że schowaliśmy nasze karty głęboko.
PS. Ostatnio kupiliśmy piękny kawałek mięsa, jak się okazało wielbłądzina. Dam znać jak smakowałaJ
8 komentarzy:
1) Są sklepy, gdzie można płacić kartą ale jest ich jak na lekarstwo (np. jeden taki afrykański z lekko opóźnionym acz miłym sprzedawcą; ) Restauracji nie wliczam.
2) Nie tyle ostemplować co certyfikować. Dostaje się wtedy nowy czek, który czasem jest drukowany, czasem wypisany ręcznie. Ale stemple i podpisy pojawiają się oczywiście w międzyczasie.
Przemek, to ty?:)
Ok, ja po prostu w zadnym z tych miejsc jeszcze nie bylam;) ale placenie w superaku gotowka (ze o rachunkach placonych reklamowka pieniedzy przez firme nie wspomne) bywa uciazliwe;) a gdzie ten sklep?
Certyfikowany czy stemplowany - jak go zwal, klu tkwi w tym ze i tak trzeba sie udac do banku...
pozdr:)
Aha, no i coraz więcej się pojawia kart wydawanych przez libijskie banki. Więc jest zauważalny progres.
Reklamowka jak reklamowka. A widzialas kiedys cala walizę pieniedzy? ; ))
p.s.
Sklep jest blisko placu (ronda) algierskiego od strony ul. Mgerrief.
No pewnie ze jest progres:)
Kart jeszcze nie widzialam, ale za to slyszalam opowiesci o Libijczykach ktorzy gdy pada system w banku biegaja od oddzialu do oddzialu wyplacajacych pieniadze za okazaniem wyciagu - i nikt tego nie rejestruje;) True story:)
A jak sie placi karta w tym sklepie to leci jakas zlodziejska prowizja jak przy bankomatach czy normalnie to licza?
Brokuły od 2 tygodni są w warzywniaku na Dahrze :)
Prysznic mi się też popsuł po miesiącu :)
Pomarańcze są tu najlepsze na świecie :)
2 lata temu w porze zimowej było zatrzęsienie białych trufli. Ani w zesżłym roku, ani w tym ich nie ma. Trufle, gdzie jesteście???? ;)
Pozdrawiam :)
Maciek
Co do brokulow to warto wiedziec, ktos mi mowil ze kiedys na Dahrze byly i szybko zniknely, mam nadzieje ze tym razem zostana na dluzej.
A ja wlasnie zostalam wielka fanka czerwonych pomaranczy!
Trufli nie widzialam, jak zobacze to dam znac:)
pozdr.
ola
PS. Wielblad w postaci zupy gulaszowej wyszedl niezle, calkiem jak wolowina, nawet gotowalo sie to rownie dlugo.
Widziałem trufle! Gdzie? W libijskiej gazetce kulturalnej (tak, tak - to nie pomyłka; ) poświęcili im cały artykuł.
Co do prowizji, to nie wiem bo robiłem tam zakupy tylko gotówką (czyt. nie szalałem z zakupami; )
A dzisiaj sie dowiedzialam, ze od paru tygodni mozna placic karta w superaku w Palm City i w ichniejszej knajpie - Movidzie (jak juz sie czlowiek zdola tam dostac, bo Palm City to nie miejsce dla zwyklych smiertelnikow;) i nie wiaze sie to z zadna "libijska" prowizja. Oraz ze rzucili brokuly (tamze) i czasem nawet sa to brokuly zjadliwe:)
Kasiu, dzieki za info!
Prześlij komentarz