poniedziałek, 17 stycznia 2011

Rewolucja w Libii?

Od kilku dni w Tunezji trwają zamieszki. Kilkadziesiąt osób zginęło w tracie demonstracji, obalony prezydent uciekł z kraju, Tunezyjczyków czekają pewnie spore zmiany. Francuskie media zastanawiają się, który z arabskich dyktatorów będzie następny, wyliczając jednym ciągiem przywódców Egiptu, Syrii, Jordanii, Algierii, i miłościwie nam panującego wujka Muammara (gazeta pisze o tym tu: http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/51,80277,8958945.html?i=0) .

Tunezyjczycy mają prawdziwy supermarket! My też chcemy!!!
(zdjęcie stąd)
Co do pierwszej czwórki nie będę się wypowiadać, Syrię i Jordanię znam tylko z turystycznego punktu widzenia, o Algierii i Egipcie wiem jeszcze mniej.Mogę za to napisać dwa słowa o potencjalnej rewolucji w Libii. A właściwie to o tym, dlaczego w Libii rewolucji raczej nie będzie.

Libia to kraj bogaty. Złoża ropy i gazu pozwalają Kadafiemu na bycie niezależnym od Zachodu. Wielkie korporacje szukające surowców na libijskiej pustyni potulnie znoszą jego humory, zmiany przepisów z dnia na dzień, wprowadzanie kolejnych ograniczeń wizowych i wielu innych utrudnień dla obcokrajowców. Mimo całej upierdliwości opłaca im sie tu być. Mimo że i tak większość zysków trafi do libijskiej kieszeni.
Wielki brat czuwa
A Libijczycy? Większość Libijczyków pracować nie musi. Chleb jest prawie za darmo, z głodu nie umrą, w sklepach wszystko co potrzebne do życia jest. Socjal jest spory, wystarczy skończyć szkołę a już co miesiąc się należy. Za skończone studia oczywiście odpowiednio więcej. Podatków nie ma. Rachunków nikt nie płaci. Kredyty nie istnieją. Rząd raz na jakiś czas rozdaje za różne zasługi domy i samochody. Ostatnio Kadafi w przemówieniu rzucił nieopatrznie, że jeśli wysiedleni skądśtam wcześniej ludzie chcą mieszkania, to niech sobie biorą – setki Libijczyków zrozumiała to dosłownie i tłumy rzuciły się na budowy zajmować niedokończone budynki (więcej na ten temat tu: http://www.expat-blog.com/forum/viewtopic.php?id=62350).

Mieszkania w budowie
Ci co chcą mieć coś więcej mogą oczywiście iść do pracy – zachodnie firmy pełne są Libijczyków, którzy całymi dniami siedzą i nic nie robią, inkasując co miesiąc wypłatę (a zdarzają się i tacy co wcale nie przychodzą, choć ci akurat są dla owych firm ułatwieniem bo ci co nic nie robią czasem jednak coś robią i lepiej żeby jednak nic nie robili...;). Trzeba ich zatrudniać – 75% pracowników muszą stanowić lokalesi. Zresztą w libijskich instytucjach zatrudnienie też często jest fikcyjne.

Cenzura jest, a i owszem. Youtube podobnie jak w Tunezji jest blokowany, co oczywiście nie oznacza, że nie da się z niego korzystać. Wolne media praktycznie nie istnieją, ale jest facebook, każdy ma antenę satelitarną, samochód i dwie komórki. Alkoholu niby nie ma, ale jak ktoś chce to da się coś zorganizować, zawsze też można wyskoczyć do Tunezji, Egiptu albo na Maltę.

Opozycja kiedyś podobno jakaś była, ale pułkownik rozprawił się z nią skutecznie. Edukacja jest na marnym poziomie, kultura w powijakach, a jeśli ktoś jedzie kształcić się za granicą, to jedynie w dziedzinach technicznych, libijski humanista to gatunek nieistniejący. 

No to kto miałby się tu buntować? I przeciwko czemu? I kto by miał przejąć pałeczkę? Spokojnie jest, czysto, dach nad głową, pełny brzuch, sami Libijczycy uważają swój kraj za mlekiem i miodem płynący...za dużo mają do stracenia, więc rewolucja, przynajmniej tym razem, Libię ominie.

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

Ola, agree, agree:-) sama prawda:-)