niedziela, 9 stycznia 2011

Dzieci

Powinniśmy pobierać opłaty:)

Libijczycy kochają dzieci. Zwłaszcza cudze, i zwłaszcza takie bielutkie jak Misio. Można je uszczypnąć w policzek (puci puci), zrobić mu zdjęcie niczym misiowi na Krupówkach albo wyrwać zaskoczonemu rodzicowi z rąk i wycałować. O dziwo przodują w tym mężczyźni. Po pierwszych kilku tygodniach machnęliśmy ręką i porzuciliśmy wszelkie opory, przynajmniej Misio nie będzie strachliwy;) O ile tylko nie jesteśmy akurat w szpitalu i nie wyrywa się do niego z rękami rodzic dziecka z ospą czy inną zarazą (zdarzyło się...), to w granicach rozsądku pozwalamy się Misiem zachwycać;)

Cudowny naród – możnaby pomyśleć. Czuli, kochają dzieci, fantastycznie!

Niestety, jak się przyjrzeć dokładniej, to tak różowo wcale nie jest. Przede wszystkim przemoc w rodzinie jest na porządku dziennym. Zarówno w stosunku do dzieci jak i w stosunku do kobiet. Kilka miesięcy temu mieliśmy nieprzyjemność być na ostrym dyżurze w szpitalu dziecięcym. Oczywiście żadnej kolejki, żadnej rejestracji, kto się dopcha pierwszy ten lepszy. Drzwi gabinetu zamknięte były na klucz i tylko raz na jakiś czas otwierały sie, żeby wpuścić lub wypuścić kolejnego pacjenta. Wśród napierających na drzwi było małżeństwo z dwójką dzieci, jedno – to chore niemowlę – na rękach, drugie, może ze 3-4 letnie pałętało się pod nogami. Po jakimś czasie zdenerwowany ojciec przy kolejnym uchyleniu się drzwi, wepchnął brutalnie do środka swoją żonę z dzieckiem tak, że ta się przewróciła. Drugi synek zaczął płakać – tatuś złapał go za chabety i rzucił na najbliższe krzesło. Na nikim z obecnych nie zrobiło to większego znaczenia.

No ale czego się spodziewać w kraju, gdzie od przedszkola stosowane są kary cielesne?

Ostatnio na ExpatBlogu pojawił się wątek dotyczący przemocy wobec dzieci. Jakie rozwiązania można przyjąć w kraju, w którym organizacji pozarządowych praktycznie nie ma a internet jest cenzurowany?

Brak komentarzy: