czwartek, 20 stycznia 2011

Przemyśleń rewolucyjnych ciąg dalszy

Jeszcze kilka przemysleń odnośnie potencjalnej rewolucji:

Paweł twierdzi, że przed ewentualnym buntem powstrzymuje Libijczyków nie tyle kwestia konformizmu co braku klasy średniej, rozumianej jako prywatnych, niezależnie działających przedsiębiorców. Państwo jest głównym pracodawcą i, chcąc nie chcąc, każdy jest w tym systemie mniej lub bardziej umaczany, każdy jest zależny od obecnego układu politycznego, a jak wiadomo nie gryzie się ręki która karmi. Ja bym chyba nie posądzała Libijczyków o taką przenikliwość, ale kto ich tam wie.

Z braku libijskiego ducha rewolucji,
zdjęcie z Libanu - też na "L":)
Mówi też, że jak się rozmawia z Libijczykami to narzekają na sytuację ekonomiczną, mówią o niepewności, o tym, że kiedyś to było lepiej, bo np były skupy i dotacje od państwa. Dla mnie to trochę mało przekonujące, zwłaszcza, że za przykład takiego narzekającego Libijczyka podał Waleeda, od którego za grube pieniądze wynajmujemy domy... Ot, takie narzekanie jak nasze „za komuny było lepiej”, rewolucji to z tego nie będzie.

Natomiast po rozmowie z Dorotą, Misia opiekunką (Polką mieszkającą tu od 20 lat) dorzuciłabym jeszcze konserwatyzm społeczeństwa. Libijczycy są dużo bardziej religijni niż ich sąsiedzi, a islam w bardziej konserwatywnym wydaniu zakazuje rozrywek. Dorota mówi, że wielu ludzi rezygnuje z posiadania telewizora (wiem wiem, ja też zrezygnowałam, ale przypominam, że tu nie ma NIC w zamian!), a nawet rezygnują z zabawek i książeczek dla dzieci, bo uważają to za niezgodne z religią.

Obiad w libijskim chińczyku
 smacznie ale drogo!
Kultura w znaczeniu muzyki, sztuki czy literatury praktycznie nie istnieje. Czytać można Koran, zieloną książeczkę podobno wydaje się też jakieś poradniki, koncerty czy pokazy filmów organizują głównie expaci dla expatów... Po części winna temu jest religia właśnie, a po części zamknięcie kraju na obce wpływy (expaci turystyki nie zastąpią) i marny poziom edukacji o czym wcześniej już pisałam. W Tunezji czy Egipcie są koncerty, kina, kawiarnie i tysiące turystów. W Libii jest kilka kawiarni, kilka restauracji, jeden mall (przypominający bardziej Sezam niż Arkadię czy Złote Tarasy) i na tym ewentualne rozrywki się kończą. A nie, przepraszam, jest też stadion na którym dwie drużyny regularnie rozgrywają mecze, i połowa Libijczyków obwiesza wtedy samochody i domy czerwonymi a połowa z zielonymi chorągiewkami.* I trzeba pamiętać, że piszę o Trypolisie, nie o prowincji,

Podsumowując, ci co mniej konserwatywni mają się dobrze i jak chcą zaszaleć to jeżdżą do Egiptu, Tunezji czy na Maltę, pozostali spędzają czas w meczetach. Na rewolucję chętnych raczej zabraknie.

...ale tak na wszelki wypadek mieliśmy w pracy pogadankę o tym, żeby uważać, informować się nawzajem jakbyśmy gdzieś dalej jechali, pilnować czy mamy ważne wizy i zatankowane samochody. Podobno w Benghazi wprowadzono zakaz sprzedaży benzyny do kanistrów, coby uniknąć podpaleń...

Żeby nie było, że jest zupełnie spokojnie, to zamieszanie wokół niedokończonych mieszkań nadal trwa. Po kilku dniach okupacji podobno najmłodszy synek pułkownika ma się „zająć” tym problemem. Władze chyba mają trochę pietra, że może to doprowadzić do jakichś większych niepokojów, ale pewnie skończy się na tym, że największych krzykaczy się zamknie a reszta potulnie wróci do nicnierobienia. No i może żeby skierować uwagę ludzi na coś innego, ktoś puści plotkę o rychłym zniesieniu prohibicji...(o tym sposobie odwracania uwagi pisałam tu;)

* No dobra, mąż mnie trochę zbeształ więc się poprawiam. Kawiarni i restauracji jest więcej niż kilka (ale bez szaleństw, nie wyobrażajcie sobie tutaj Manhattanu, bardziej Warszawę późnych lat 80., kiedyś na pewno wrócę do tematu), a stadiony ponoć są całkiem niezłe. Swego czasu Kadafi miał nawet plan zorganizować w Libii mistrzostwa świata w piłce nożnej - nie wiedzieć czemu FIFA uznała ten pomysł za niedorzeczny...;) Po części pewnie dlatego, że Kadafi ani myślał zmienić politykę wizową, po części dlatego, że pewnie wypełnili formularz zgłoszeniowy po libijsku, czyli na odwal, uważając, że są na tyle zajebiści, że nie będą się zniżać do przekonywania innych o swojej wyższości:) Kiedyś może poczytam na ten temat i napiszę więcej.

1 komentarz:

JM pisze...

Ale skoro nie ma:
- alkoholu
- muzyki
- zycia nocnego
- telewizji
- książek
- jest koserwatywnie obyczajowo
- i mało się pracuje

...to czym ci ludzie właściwie się zajmują całymi dniami?