sobota, 26 lutego 2011

Rzeczy

Nadal z niepokojem obserwujemy wydarzenia w Libii, końca zamieszek nie widać, z jednej strony doniesienia o kolejnych zabitych, ale z drugiej coraz to nowe pęknięcia w murze zwolenników i współpracowników Kadafiego, i coś, czego wcześniej nie było: relacje zagranicznych korespondentów z Trypolisu! Zaczęło się od gościa z CNN, który po prostu przeszedł sobie przez granicę, a dzisiaj na Aljazeerze widziałam Saifa, syna Kadafiego, na konferencji prasowej!

Do tego wielu naszym znajomym udało się wrócić! Kasię i Staszka widziałam w tvn24, księdza Augustyna na gazecie, przeczytałam relację z powrotu Polimexu z Garabuli (pierwsze miejsce pracy Pawła, 3 lata temu). Zostało jeszcze kilka osób w ambasadzie, część ma wracać w ciągu najbliższych paru dni, no i jeszcze ci, którzy są tam na stałe. Nadal nie udało nam się skontaktować z Dorotą...

Miś w Waleedem, właścicielem naszego domu
Nasi wracali we wtorek.
Na lotnisku byli wczesnym popołudniem, okazało się, że samolot ukraiński, którym chcieli lecieć, odlatuje dopiero następnego dnia. Udało im się dostać na listę holenderskiego samolotu wojskowego, który odleciał w końcu koło 23.
Do samolotu pozwolono im zabrać tylko bagaże podręczne, więc wszyscy się na szybko przepakowywali, zostawiając swoje rzeczy (a przy okazji naszego laptopa) w magazynach KLMu.
O 3 w nocy dostałam smsa, że są w Eindhoven, stamtąd pociągiem do Amsterdamu, 2 godziny w hotelu i znowu samolot, tym razem do Polski.

 Po raz trzeci w ciągu ostatniego roku wszechświat daje nam do zrozumienia, że nie powinniśmy za bardzo przywiązywać się do rzeczy. Dwa razy nas okradziono, raz w Libii, raz w Polsce, w obu przypadkach na szczęście straciliśmy niewiele, ale nadal, było to dość nieprzyjemne uczucie...a tym razem zostało nam tyle, co zostawiliśmy w Polsce (mało), plus to, co spakowaliśmy na 2 tygodnie urlopu, czyli absolutne minimum, żeby mieć dużo miejsca w bagażu na podróż powrotną. Czy nasze rzeczy przetrwają czy nie, tego nikt nie wie. Paweł od początku mówił, że już się ze wszystkim pożegnał, ja jeszcze mam resztki nadziei, choć ta resztka gwałtownie się kurczy po przeczytanej niedawno w sieci informacji, że po Janzourze (czyli w naszej okolicy) krąży banda uzbrojona w miecze (!) i okrada domy.

Centrum Trypolisu
kolejne miejsce, które wczoraj widziałam w TV
Dziwne to uczucie w jednej chwili pogodzić się z faktem, że nasze ubrania, laptop, płyty, sprzęty, misia ubrania i zabawki i co tam jeszcze zostawiliśmy (a było tego trochę) mogą już do nas nie wrócić. Choć póki co samochód z rzeczami pod firmą jeszcze stoi (w końcu się do czegoś przydał monitoring!). A KLM ma na dniach wysłać pozostawione na lotnisku klamoty do Europy, wiec jest szansa na odzyskanie laptoka.

No ale to tylko rzeczy, jak uda się je odzyskać, będzie super, jak nie - jakoś przeżyjemy. Ważne, że jesteśmy bezpieczni, że nasi znajomi są bezpieczni, i że mamy przyjaciół, którzy potrafią nam osłodzić te chwile niepewności - dziękujemy Wam za spieniacz do mleka i za wielki wór ubranek i zabawek dla Misia! Jesteście kochani!

PS Na razie zostajemy, plan jest taki, że na miesiąc, będziemy pracować w warszawskim biurze. Co się stanie dalej zależy od rozwoju sytuacji, ale mamy nadzieję, że pod koniec marca uda nam się wrócić.

11 komentarzy:

Anonimowy pisze...

Czytam Twojego bloga czasem z ciekawosci a czasem z troską o Ciebie i Twoja rodzinę.
Nie jestem w stanie zrozumiec...dlaczego Twoj mąz bedąc jakis czas w LIbii-pozwala Ci na pisanie tego bloga?!Czy Twoj mąz nie rozumie i Ty takze,ze pisząc o libijczykach ( raz dobrze,raz zle)-robicie sobie straszną muszkile? Czy nie zdajecie sobie sprawy z tego,ze Twoj blog jest ( był) monitorowany przez libijskie słuzby? Teraz moge Ci o tym napisac bo w Libii jest burdel totalny.Nie zdawalas sobie z tego sprawy? Szkodzilas sobie i swojemu mezowi.Libia to nie Europa ani zaden inny kraj.Nie ma innego podobnego kraju! Gdyby w Libii nie bylo zamieszek w pewnym czasie nie dostalibyscie wizy i juz.I halast!Bo prowadzisz nieodpowiedzalnie zupelnie bloga,bo robisz i publikujesz zdjecia libijskich posterunkow i bramek.To w Libii NIEDOPSZCZALNE! Wiem co mowie.Mieszkalam 3 lata w Libii.Wyprowadzilam sie z niej 3 miesiace przed zamieszkami.Dlaczego?Bo znam ich bardzo dobrze.
Nie wrocisz juz do Libii i nie odzyskasz nigdy swoich rzeczy.Tak samo jak nigdy Twoj gospodarz nie wybuduje Wam domu.I nie ma znaczenia czy jest rebelia czy nie.Wierz mi,ze NIGDY by go Wam nie wybudowal.Cały czas sie zastanawiam jak Ci sie to wszystko udało? Pamietaj,to Libia.Mialas zwyczajnie fuksa.O Twoim blogu byly juz powazne dyskusje dotyczace Twojego,Twojego dziecka i Twojego meza bezpieczenstwa.Czasem czytalismy i ogladalismy zdjecia z przerazeniem! A gdzie byl Twoj maz?On pracujac tyle lat w Libii nie mial pojecia? Jestem polką i moj mąz jest polakiem.Znam Libie niestety za dobrze.Mieszkamy teraz w Warszawie.
Teraz moge Ci o tym napisac...
Dobrze,ze jestescie cali i zdrowi!
Pozdrawiam,
A.

Unknown pisze...

Przede wszystkim chyba rzeczywiscie za dlugo w Libii przebywalas, skoro uwazasz, ze moj maz moze mi na cos pozwolic albo nie. Moj maz nie to nie moi rodzice, a ja mam ukonczone 18 lat, wiec nie mial mi co "pozwalac" na pisanie, duza jestem, wiem co robie.
Co do pozostalych Twoich uwag - dziekuje za troske, mam inne zdanie na ten temat, i chyba nie dojdziemy do porozumienia, wiec nie ma co dyskutowac, dziwi mnie tylko jedno, ze obserwujac moj blog od tak dlugiego czasu i uwazajac, ze robimy sobie taka muszkile, czekalas az do momentu, kiedy to i tak juz nie ma wiekszego znaczenia, zamiast napisac mi o tym od razu, z Twoich slow wynika ze piszesz dopiero teraz kiedy jest totalny birdel, najwyrazniej wczesniej sie obawialas - ze dopadna Cie w Polsce...? jakas mania przesladowcza?
Dziekuje za troske, a co do naszej przyszlosci to trudno prorokowac, jeszcze zobaczymy co sie wydarzy.
pozdrawiam

Anonimowy pisze...

Oczywiscie, ze sie nie zgadzasz.Nie zakladalam, ze bedzie inaczej.
Sprostowanie; nie chodziło mi o "pozwolenie meza" na sposob arabski.Chodzilo o swiadomosc. Twoj maz jest w Libii dluzej niz Ty.Powinen wiedziec co wolno a czego nie wolno.Powinen Cie uprzedzic, badz uświadomic.
Czy znasz historie polskiego kampu w Libii? Otoz, zamiescili pewne zdjecia na blogu.Zdjecia na zdrowy,europejski rozum-zupelnie niegrozne.Skonczylo sie nalotem na kamp milicji i sluzby bezpieczenstwa.Byly ogromne problemy w firmie.Jedno, niewinne zdjecie!
Nie mam manii przesladowczej.Nie lubie libijczykow i bedac w Warszawie ciesze sie,ze moge pisac o nich wszystko, bez zastanawiania sie czy moj mąz wroci bezpiecznie do domu.
Lubie Twojego bloga i ciesze sie, ze nie doszlo do niczego zlego z jego powodu.Byc moze napisałam odrobine za mocno.
Pozdrawiam.

Unknown pisze...

Coz, zdazylam juz opublikowac tyle zdjec i informacji, ze bez problemu mozna mnie zidentyfikowac, na szczescie poki co nalotu sluzb jeszcze nie mielismy - moze to slepy fart i przeoczenie sluzb bezpieczenstwa, moze sie troche pozmienialo od czasu historii o ktorej piszesz, nie wiem. Natomiast raz jeszcze podkresle, ze duza jestem i wiem co robie, zdaje sobie sprawe z tego, jakim krajem jest Libia, i fakt ze moj maz spedzil tam kilka miesiecy dluzej niz ja nie ma tu zadnego znaczenia. Zreszta on na ten temat ma podobne poglady co ja.
Jeszcze raz dziekuje za troske, i mam nadzieje ze mimo Twoich obaw juz niedlugo bede mogla pisac znowu o Libii z Libii - inszallah.
Pozdrawiam

Anonimowy pisze...

Ja takze mam podobne poglady.Tu nie o to chodzi.Miec poglady a nimi epatowac to zupelnie inna sprawa.Szczegolnie w Libii.
Zyczę Ci abys do Libii nie musiala wracac.Jesli juz jednak wrocisz-wykasuj moje kometarze, nie beda zwracaly wiekszej uwagi libijczykow i wywolywaly groznych dyskusji.
Pozdrawiam.

Unknown pisze...

Ja jednak mam nadzieje, ze wroce. I mam nadzieje, ze Libijczycy beda mieli wieksze zmartwienia, niz komentarze na jakims blogu.

Unknown pisze...

I jeszcze krotka uwaga na koniec: moj maz w czasie pierwszego pobytu w Libii kilka lat temu tez prowadzil bloga, o wydzwieku podobnym co moj, zdjecie posterunku (jedyne ktore zamiescilam) jest z tamtego okresu, on mial ich chyba nawet wiecej, podobnie jak ostrych uwag dotyczacych tego kraju. I ani nie mial nalotu na kamp, ani mu wizy nie odebrali, ani nie zablokowali kolejnego przyjazdu. Wiec moze jednak nie bedzie az tak zle.
Pozdrawiam

Anonimowy pisze...

Gratulacje zatem dla meza!
Ja juz ratowalam Polakow w Libii z opresji.Organizowalam potajemne wyjazdy.Widzialam wiele polskich nieszczesc.
Wiecej nie bede sie mieszala.Swoje zrobilam.
Polak jest zawsze madry po szkodzie.
Pozdrawiam.

Unknown pisze...

Tym bardziej sie dziwie, ze majac takie doswiadczenia, a czytajac jak rozumiem mojego bloga juz od jakiegos czasu, reagujesz dopiero teraz. Po ptokach troche, jak ktos mial to przeczytac i zalozyc mi teczuszke, to juz dawno to zrobil.
Pozdrawiam.

Anonimowy pisze...

Nie pisalam by nie prowokowac.Musisz zrozumiec.Wystarczy,ze jakis libijczyk przeczytalby nasza dyskusje i wtedy byloby jeszcze gorzej,to dla nich jak woda na młyn..Teczuszke juz dawno masz.Jestem pewna na 98%
Pozdr.

Anonimowy pisze...

Nie bede juz wiecej sie udzielala.To co mialam napisac-napisalam.
Lubie Twojego bloga i czytam go z przyjemnoscia, choc czesto nie zgadzam sie z jego trescią.
Znajac Twoja firme czesc pracownikow bedzie musiala wrocic do Libii.Nie wiem czy pozwola sobie na powrot pracownikow z rodzinami? To wątpliwe.Zadna polska firma nie wezmie odpowiedzialnosci za zony a tym bardziej dzieci.Ale Jacek badz jego nastepca wroci.Wyjscia nie ma.Powodzenia! To tyle i halast :)
Pozdrowienia,
Anna.