poniedziałek, 7 lutego 2011

Deszczowe dylematy

libijski deszcz
Ostatnie dni upłynęły nam wyjątkowo nijak. Deszcz padał i padał i padał powodując kałuże i jeziora, przez które nasza biedna ceratka ledwo przepływała, temperatura spadła do nieprzyjemnych 13 stopni, zmuszając do chodzenia po domu w dwóch bluzach i dodatkowych skarpetkach, do urlopu cały czas jeszcze daleko, i nawet zupa gulaszowa z wielbłąda nie poprawiła nam humoru (wielbłąd smakował zupełnie jak wołowina – o ile oczywiście nam się nie pomyliło i nie wyjęliśmy z zamrażalnika wołowiny zamiast wielbłąda;) Na szczęście dzisiaj niespodziewanie wyszło słońce, i dobrze, jeszcze dzień deszczu i ceratkę musielibyśmy wymienić na amfibię, żeby w ogóle do domu dojechać!

Nasz obecny dom
Zdecydowaliśmy jakiś czas temu (i ostatnie chłody tylko nas w tym postanowieniu utwierdziły), że będziemy szukać nowego domu. Mamy czas – obecny dom wybierany był na zasadzie „byle szybciej” bo mieszkanie w guesthousie było nieco uciążliwe, więc wybraliśmy pierwszy lepszy w znośnej cenie. Nie to żebyśmy trafili źle, cena okazała się całkiem okazyjna jak na taki dom, duży, ładny, z zadbanym terenem, tylko po prostu chyba nie do końca jesteśmy targetem, nie mamy stada dzieci żeby go zapełnić:) Tym razem chcemy znaleźć coś naprawdę fajnego – mniejszego (żeby łatwiej było ogrzać), przytulniejszego (wielkie przestrzenie, białe ściany i kamienne posadzki nie sprzyjają przytulności), parterowego (jeden guz na Misia czole z bliskiego spotkania ze schodami nam wystarczy) i jasnego (domy libijskie mają generalnie malutkie przyciemnione okienka i nawet jak się zapali wszystkie światła to jest jakoś ciemno). No i oczywiście nadal chcemy mieć basen, a co:) Z doświadczenia wiemy też, że lepiej wynająć dom nowy niż używany, bo "data przydatności" wielu sprzętów (jak wspomniany już kiedyś prysznic) upływa szybciej niż woda w Żółtej Rzece;) 

Z tego co widzieliśmy do tej pory wnioskujemy,  że nie będzie łatwo. Ale ostatnio, przy zupełnie innej okazji, poznaliśmy pewnego Libijczyka, mieszkającego w domu prawie idealnym. Dom jest wprawdzie ogromny, ale parterowy, sporo w nim drewnianych elementów, ściany są pomalowane na różne przyjazne kolory, ma duże okna, także w kuchni (u nas w kuchni okien nie ma, nie ma też żadnego oświetlenia podszafkowego, więc w pochmurny dzień jest okropnie ciemno), między częścią mieszkalną a czymś co chyba było sypialnią dla gości było częściowo przeszklone przejście z widokiem na basen, i wszystko to urządzone ze smakiem, mocno po europejsku. Nasz nowy przyjaciel chwalił się, że wynajmował ten dom przez jakiś czas pewnej zachodniej firmie, która, jak podejrzewamy, zostawiła mu te meble w spadku. Wszystko to na sporym terenie, w niezłej okolicy.
Kuchnia, tu akurat w słoneczny dzień:)
Gdy zachwyceni zapytaliśmy czy nie ma przypadkiem drugiego takiego do wynajęcia, okazało się, że pan jest przedsiębiorcą budowlanym i bardzo chętnie nam taki wybuduje (uzgadniając z nami wcześniej plany), i wynajmie za kwotę, jaką mu podaliśmy za dla nas akceptowalną. Basen oczywiście też będzie.

Propozycja kusząca, koleś twierdzi, że wybudowanie takiego domu zajmie mu 2,5 miesiąca (co znając tutejsze budownictwo rzeczywiście jest realne, choć oczywiście, jeżeli byśmy się zdecydowali, to wzięlibyśmy poprawkę na nieprzewidziane libijskie okoliczności), szczegółów ewentualnego kontraktu nie omawialiśmy (np na ile czasu chciałby nam go wynająć), niemniej jednak zastanawiamy się poważnie nad jego propozycją. Minusem jest to, że mielibyśmy dalej do pracy – trochę się rozbestwiłam od kiedy droga do biura zajmuje mi 7 minut, przestawienie się na 20 minut, albo i dłużej bo przebicie się przez Janzour i Siraj nie zawsze jest łatwe, trochę zniechęca, poza tym Dorota miałaby większy problem z dojazdem do Misia... 
Misia pokój z zabawkami - zdarzało nam się
mieszkać w mniejszych mieszkaniach:)
Dodatkowo nauczeni doświadczeniem wszelkie libijskie obietnice zawsze dzielimy conajmniej na dwa. Jak negocjowaliśmy obecny dom, Waleed, właścicel, obiecał nam wszystko o co poprosiliśmy. Dopiero jak umówiliśmy się u prawnika na podpisanie umowy to zaczęły się prawdziwe targi, z których wyszliśmy może z połową rzeczy wcześniej wynegocjowanych, a i na tym się nie skończyło, bo do tej pory przy jakichkolwiek problemach są burzliwe dyskusje. Stąd obawa, że jak koleś faktycznie nam ten dom wybuduje to też mu się mogą nagle zmienić ustalenia – niestety nie raz już doświadczyliśmy tego, że Libijczycy obiecują wszystko jak leci i powiedzą dokładnie to, co chcemy usłyszeć. Tyle że na końcu dodadzą magiczne słówko "Inszallah", które oznacza jak Bóg da, czyli albo tak albo nie... I jak tu podejmować jakiekolwiek decyzje? Może jak wrócimy z urlopu to nam się w głowach trochę rozjaśni i będzie łatwiej...InszallahJ

2 komentarze:

Muszkila-Watch pisze...

Z tym wybudowaniem domu w przysłowiowe 2 miechy to jest akurat norma tutaj. Z tego też powodu te nowe domy są później takie podatne na usterki typu odchodzenie farby z sufitu. Ale ja bym w to nie wchodził. Na tutejszym rynku jest sporo domów więc jest w czym wybierać. Jedyny minusem jest to, że trzeba mieć dobrego "dealera"; )

Unknown pisze...

Mamy dealera, nawet dwoch;)
Jeszcze w czerwcu ogladalismy jeden swietny dom, wprawdzie pietrowy ale poza tym piekny, tyle ze prawnik nam odradzil ze wzgledu na jakies powazniejsze braki w dokumentacji.
Domow sporo, ale maly i z duzymi oknami i basenem wcale nie latwo znalezc - wszystko wielkie, male okienka, salon wewnetrzny i zewnetrzny, minimum 3 sypialnie...
Bedziemy szukac, poki co sie chyba wstrzymamy, zakladajac ze koles wybuduje nam dom nawet w 4 miesiace, to mamy czas do kwietnia zeby sie zdecydowac, inszallah do tego czasu znajdziemy cos innego:)